sobota, 18 lipca 2015

Trzecia Szansa

Dziękuję za te komentarze pod poprzednim rozdziałem. Nie sądziłam, że tak wam się spodobają moje wypociny. Raz jeszcze dziękuję z mojego całego małego serduszka <3
~~~~~~~~~~~~



          Czas wciąż uparcie gnał do przodu nie dając mi, ani chwili wytchnienia.  Nie wiedziałam w co mam włożyć ręce. Czy najpierw posprzątać, ubrać się, umyć, umalować, czy uczesać? A może najpierw zjem śniadanie?  Tak dużo do zrobienia, a tak mało czasu. Oczywiście mojemu wujkowi musiało się przypomnieć o jedenastej, że u niego mam być już na czternastą. Tak cholera! Teleportuje się do niego w magiczny sposób, prawda?  Droga samochodem zajmuje około dwóch i pół do trzech godzin. Najchętniej to bym mu głowę urwała, ale zrobię to, gdy przyjmę już pracę.
Biegałam po domu jak poparzona i próbowałam robić kilka rzeczy na raz, co nijak mi wychodziło. W końcu po półgodzinnym boju udało mi się pozbierać. Teraz muszę załatwić sobie transport, bo przecież jak ja siądę za kierownicą to zabiję połowę miasta. Potrzebny mi był jakiś...hmmm...wariat. Przejrzałam cały spis kontaktów w moim telefonie i po krótkim przeanalizowaniu postanowiłam zadzwonić do Szymona - przyjaciela z liceum. Wybrałam numer. Odebrał po 3 sygnałach.
- Słucham?
- Cześć Szymon. Mam do ciebie taką małą prośbę. - powiedziałam witając go od razu proszącym głosem.
- Marta! Ile to minęło? Co potrzebujesz? Wal śmiało. - roześmiał się jak to miał w zwyczaju zawsze, gdy go o coś prosiłam.
- Potrzebna mi podwózka do Kielc, dasz radę? - zapytałam w nadzieją w głosie. Błagam, żeby mógł.
- Pewnie. Za pięć minut będę czekał pod blokiem. - wypowiedział wszystko na jednym oddechu.
- Dziękuję! Jesteś wielki! - niemalże krzyknęłam - To do zobaczenia!
         Stałam na parkingu i czekałam  na Szymona. Jak obiecał. Podjechał swoim czarnym audi r8. No nie powiem, ładnego cacka się chłopak dorobił.  Wsiadłam z pośpiechem do środka i przywitałam się z przyjacielem. Prawie się nie zmienił.  Nadał ma blond grzyweczkę, z którą chyba już nigdy się nie pożegna i te śliczne niebieskie oczka. Boże, czemu ja tak lubię ludzi z niebieskimi oczami?
- Zgaduję, że ci się spieszy? - wyrwał mnie z mojego transu.
- Tak. I to bardzo. - pokiwałam głową i machnęłam ręką dając mu do zrozumienia, żeby ruszał.
- W ile mam cię tam dowieźć, co? -zapytał wyjeżdżając na ulicę.
- Żebym była na 14, proszę. - powiedziałam głosikiem małej, słodkiej dziewczynki, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Mało czasu, ale da się zrobić. Tylko jeden warunek. Nie drzyj się, jak będę jechał za szybko tak jak było to poprzednim razem.-  spojrzał przez chwilę na mnie, po czym znów wzrokiem wrócił na trasę.
- Jas...
- A i nie piszcz, nie wykonuj dziwnych ruchów i nie próbuj zaciągać ręcznego, bo nas zabijesz. - i tak już jestem martwa, ale próbować nie zamierzam. Ostatnio skończyło się to dość kiepsko. Nam może nic się nie stało, ale auto troszkę ucierpiało.
- Dobra! Czaję! Jedź już! - palnęłam. Chłopak uśmiechnął się i zaczął przyspieszać, nie zwracając zbytniej uwagi na znaki.
Po kilkudziesięciu minutach myślałam, że zejdę na zawał. Ten człowiek kiedy prowadzi nie zachowuje się normalnie, ale sama się o to prosiłam, więc nie mogłam narzekać. Ale powiedzcie mi, czy wy czulibyście się bezpiecznie, gdyby was kierowca wyprzedzał wtedy, gdy po obu stronach jadą tiry i wygląda to tak, jakbyście mieli zaraz mieć czołowe zderzenie. No, bo ja w to wątpię, a tak było niemalże co kilka minut.
       Dojechaliśmy na pięć minut przed wyznaczoną godziną. Kocham i za razem nienawidzę tego gościa, ale i tak jestem mu wdzięczna.
- Jestem ci dłużna, ale na razie muszę lecieć. Do zobaczenia! - powiedziałam wychodząc w pospiechu z auta. Wydawało mi się, że blondyn chciał coś powiedzieć, ale po prostu nie zdążył, a ja nie miałam zamiaru się wracać, bo na pewno bym nie zdążyłam.  Wpadłam do domu wujka bez pukania. Na całe szczęście nie miał zamkniętego domu, bo zapewne miała już uszkodzony nos. Kiedy chrzestny - Daniel - mnie zobaczył, tak się ucieszył albo zdziwił - no nieważne - że wypuścił z ręki talerz.
- Mała! Zdążyłaś, a ja się bałem, że ci się nie uda. -przytulił mnie
- Jakoś się udało, ale głowę to ja ci powinnam urwać. - powiedziałam z udawaną powagą i groźbą, na co mój wujek zaśmiał się lekko i poklepał po głowie jak małe dziecko.
- Tak, tak. A teraz chodź, bo mam ci coś do przekazania. - machnął ręką dając mi do zrozumienia, abym za nim poszła. Tak też uczyniłam, by po kilkunastu sekundach znaleźć się w salonie.
Usiadłam na sofie i poczekałam aż wujek wygrzebie "coś" z szuflad. Szukał tego kilka minut i kiedy tylko znalazł wykrzyknął "eureka!". Ja natomiast wsłuchując się w ciszę podskoczyłam jak poparzona, kiedy Daniel krzyknął na cały dom jak małe dziecko. Ten człowiek naprawdę doprowadzi mnie kiedyś do palpitacji serca.
- Nie strasz ludzi! - zwróciłam się do niego - O mało zawału nie dostałam! - dotknęłam teatralnie klatki piersiowej.
- Taka młoda, a już chce zawału dostać! Twoje niedoczekanie - puknął mnie w czoło po czym podał teczkę z jakimiś papierami w środku. Popatrzyłam na nią z lekkim zdziwieniem, a po chwili swój wzrok przeniosłam na wujka, która gestem rąk pospieszał mnie do otworzenia teczki. Nie mając innego wyboru otworzyłam teczuszkę i przejrzałam na szybko papiery, żeby po chwili stwierdzić, że są to kartki związane z moją przyszłą pracą. Z każdą minioną linijką tekstu moje oczy stawały się co raz większe. Po chwili oderwałam wzrok od kartki i spojrzałam na wujka.
- To jakiś żart? - palnęłam pierwszą myśl jaka tylko przyszła mi do głowy.
- Nie. W innych sprawach tak. W tej, nie - powiedział z pełną powagą, co do niego zupełnie nie pasuje.
Nic mu nie odpowiedziałam, tylko wróciłam wzrokiem na literki, które układały się w słowa, a te zaś w zdania. Przez kolejne kilka chwil nie mogłam uwierzyć. Coś takiego zdarza się chyba raz w życiu. Miałam być fizjoterapeutką, ale nie byle jaką. Miałam być fizjoterapeutką męskiej reprezentacji Polski w siatkówce. Nie wiem, jak Daniel to załatwił, ale jest wielki. Nawet nie śniłam o takiej pracy. Zawsze myślałam, że będę gdzieś tam w jakiejś przychodni, szpitalu pracowała. Minęła kolejna chwila zanim ogarnęłam natłok myśli, który w tym momencie mnie dopadł. Rzuciłam się chrzestnemu na szyję. Nie wiedziałam jak wyrazić swoją wdzięczność, więc po prostu przytuliłam się jak kilkuletnie dziecko.  
- Kiedy ty ostatnio tak się na mnie rzuciłaś? - zaśmiał się i mocniej objął.
- Dziękuję. Naprawdę dziękuję - zaczęłam się uśmiechać. Nigdy nie sądziłam, że Daniel potrafi zrobić coś takiego.
- Tak w ogóle, to zostajesz na noc? - zapytał kiedy odsunęłam się od niego i opadłam na fotel. 
- Nie wiem, chyba wrócę do domu i pomyślę nad tym. - pomachałam teczką z uśmiechem na twarzy.
- To cię odwiozę - powiedział i usiadł na drugim fotelu.
Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w stronę Jastrzębskiego-Zdroju. 

          Kilka dni później dostałam telefon od Antigi, któremu twierdząco odpowiedziałam na propozycję pracy. Cóż, musiałabym być skończoną idiotką, gdybym jej nie przyjęła. Jednak dopiero wtedy zrozumiałam z czym i kim to się wiąże. Miałam cichą nadzieję, że podołam wyzwaniu.




~~~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział na otarcie łez po przegranym meczu z reprezentacją Francji. Swoją drogą uważam, że to nasi chłopcy powinny grać o złoto, ale mniejsza. Może uda im się wywalczyć brąz :D
Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że choć troszkę wyszedł, i że nie ma zbyt dużo błędów. Osobiście nie za bardzo mi się podoba ten rozdział, ale jestem samokrytyczna i większość moich prac mi się nie podoba xD